Aleksandra Pucułek: - Wciąż słyszę wypowiedzi, że np. nie pada teraz we Wrocławiu, to Wrocław jest bezpieczny, a to nie jedne dzisiejsze opady wpłynęły na to, co się teraz dzieje na południu Polski. Wróćmy więc do przyczyn obecnej sytuacji. Możemy wyjaśnić, co w zasadzie stało się w przyrodzie, że mamy taką powódź?

Prof. Józef Górski, hydrogeolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu: - Głównym powodem są zmiany klimatyczne i to jest ewidentne. Wzrasta temperatura powietrza, co jest dokładnie rejestrowane. Jeszcze kilka lat temu uczyłem studentów, że średnia temperatura roczna w Polsce wynosi około siedmiu stopni Celsjusza. Aktualnie te temperatury sięgają już ośmiu, a nawet dziewięciu stopni Celsjusza. Podobny wzrost temperatury dotyczy całej Ziemi. Wynika on z większego stężenia dwutlenku węgla w atmosferze, co wpływa z kolei na rozwój efektu cieplarnianego. Zdania są podzielone, czy jest to proces naturalny czy związany z oddziaływaniem człowieka.

Niewątpliwie jednak obserwujemy, że temperatura na Ziemi wzrasta. Woda w morzach i oceanach jest więc cieplejsza, a im jest cieplejsza, tym jest większe parowanie. To z kolei powoduje kumulowanie wody w chmurach i sprzyja powstawaniu komórek burzowych, przez które spadają ogromne ilości deszczu. Niż, który powodował teraz intensywne opady, utrzymywał się przez miesiąc i nie odpływał. W ten sposób przyniósł powódź. Przy czym takie burze i ulewy obserwowaliśmy również wcześniej, chociażby w 1997, czy 2010 roku.

Powodzie były są i będą, takie ekstremalne zdarzenia są cykliczne i wracają. Tak mówią niektórzy. Inni z kolei powtarzają, że czegoś takiego nie widzieli i wcześniej nie dochodziło aż do takich groźnych zjawisk. To jak w końcu jest?

- Powodzie zawsze były, ale nasilenie takich zjawisk wzrasta, najprawdopodobniej ze względu na globalny wzrost temperatury. W tym wypadku skutki powodzi, w szczególności w Kotlinie Kłodzkiej i wzdłuż Nysy Kłodzkiej, są aż tak ogromne, bo oprócz zmian klimatycznych doszły też inne przyczyny.

Jakie?

- W zlewni Nysy Kłodzkiej dwa zbiorniki, zbiornik w Stroniu Śląskim i zbiornik Topola powyżej Jeziora Głuchowskiego, uległy zniszczeniu. Woda parła z bardzo dużą szybkością, przeszła przez nie i stąd tak opłakane skutki tego żywiołu obserwowane w Stroniu czy w Lądku Zdroju. Zbiorniki muszą być więc tak zaprojektowane i utrzymane, by nie dochodziło do przerwania zapory.

Woda z opadów musi gdzieś spłynąć. W naturalnych warunkach spłynęłaby szerszym strumieniem. Wały z jednej strony chronią tereny zabudowane, ale z drugiej strony spiętrzają wodę, bo ta musi się zmieścić pomiędzy wałami. Dlatego trzeba też organizować tzw. zbiorniki suche, które w czasie bez opadów mogą służyć jako łąka czy pastwisko. Po intensywnych deszczach woda mogłaby tu spłynąć i nie dokonałaby takich zniszczeń, bo zbiorniki suche to tereny niezurbanizowane.

Poprzednie powodzie były zazwyczaj latem. Czasem też dochodzi do powodzi zimą, kiedy jest zator na rzece skutej lodem. Teraz mamy ogromną powódź we wrześniu. Dlaczego?

- Przez to, że jest coraz cieplej może wydłużać się okres typowy dla takich zjawisk, ale trudno tutaj wyciągać jakieś wnioski. Jeszcze do niedawna fronty północno-zachodnie przynosiły deszcze o stosunkowo niewielkiej ilości opadów, które można było ławo zagospodarować, np. w rolnictwie. Teraz mamy więcej gwałtownych deszczy, z których woda szybko spływa. Nie ma czasu na to, żeby zatrzymała się w krajobrazie, w roślinach i wtedy dochodzi do gwałtownych wezbrań. Wszystko na to wskazuje, że takie powodzie będą u nas występowały coraz częściej. Trzeba się z tym liczyć i musimy się przygotowywać na takie sytuacje.

W jaki sposób?

- Po pierwsze trzeba dbać o zbiorniki retencyjne i zabezpieczać suche zbiorniki. Ale też każdy obywatel na co dzień może i powinien włączyć się w działania zapobiegające powodziom, np. przez maksymalne zatrzymywanie wody opadowej.

Chodzi o zbieranie deszczówki?

- Tak i wykorzystywanie jej np. do podlewania roślin. W innym wypadku woda z deszczu gwałtownie spływa rynnami do cieku i może być powodem powodzi. Oczywiście mówimy tu o znacznie mniej intensywnych zjawiskach niż obecne, ale naprawdę mamy cały szereg rozwiązań, które mogą pomóc w przyszłości. Na pewno słyszała pani o zjawisku betonozy.

Tak i widziałam jej efekty nieraz.

- Jeśli zabetonujemy, zaasfaltujemy dany teren, to będzie on nieprzepuszczalny dla wody, która zamiast wsiąknąć w grunt, popłynie dalej. Zresztą w 2021 roku obserwowaliśmy gwałtowne wezbrania po silnych burzach w krajach Beneluksu i w zachodnich Niemczech. Są to tereny silnie zurbanizowane i skanalizowane, a więc wrażliwsze na występowanie powodzi. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, kiedy wystąpi kolejna powódź, nie jest możliwe przewidzieć na kilka lat do przodu takich zjawisk, ale można być w większym stopniu przygotowanym na taką sytuację.

Źródło: Radio ZET

Nie przegap
  •  Nieodpowiedzialne zachowania w czasie powodzi. "Były też w 97., ale jest jedna różnica"
  •  Pieniądze z Unii dla Polski i sąsiadów. Szefowa KE zapowiada wsparcie po powodzi
  •  Szabrownicy z Lądka-Zdroju zatrzymani. Błyskawiczny proces i surowa kara

Disclaimer: The copyright of this article belongs to the original author. Reposting this article is solely for the purpose of information dissemination and does not constitute any investment advice. If there is any infringement, please contact us immediately. We will make corrections or deletions as necessary. Thank you.